KORONAWIRUS a prawo

Relacja wideo z debaty w Rzeczpospolitej zat.: „Biznes a wojna”.

Poniżej prezentujemy relację wideo z debaty w redakcji Rzeczpospolitej, w której udział wziął mec. Piotr Podgórski.

W trackie debaty dyskutowano o tym, jaki wpływ na prowadzenie działalności gospodarczej ma wojna w Ukrainie? Co powinien zrobić rząd, aby ułatwić prowadzenie biznesu?

Debata w Rzeczpospolitej – Biznes w niespokojnych czasach wojny

Mec. Piotr Podgórski wziął udział w debacie organizowanej przez dziennik Rzeczpospolita!
➡️W trackie debaty dyskutowano o tym, jaki wpływ na prowadzenie działalności gospodarczej ma wojna w Ukrainie? Co powinien zrobić rząd, aby ułatwić prowadzenie biznesu? 🆘
➡️Piotr Podgórski zakreślił istotę i zakres problemów, wywołanych m.in. przerwanymi łańcuchami dostaw oraz deficytem pracowników z Ukrainy. Wskazał na rozwiązania, jakie powinien zaoferować rząd.
➡️W debacie wzięli udział przedstawiciele organizacji pracodawców, biznesu oraz Rzecznika Małych i Średnich Przedsiębiorców.
Zachęcamy do lektury dzisiejszego wydania Rzeczpospolitej.
Szczegóły poniżej:
https://www.rp.pl/finanse/art36232421-biznes-w-niespokojnych-czasach-wojny

W dzisiejszym wydaniu Rzeczpospolitej mec. Piotr Podgórski komentuje założenia tarczy antyinflacyjnej.

Piotr Podgórski: Tarcza antyinflacyjna. Ostrożnie z tą promocją!

Wątpliwe, aby przedsiębiorcy wprowadzili obniżki w oparciu o rzekome korzyści, jakie przyniesie tarcza antyinflacyjna. Te benefity zostaną pochłonięte przez inne obostrzenia i daniny, którymi obciążony będzie biznes.

Rząd w pierwszej kolejności wprowadził dla dużej części społeczeństwa niekorzystne zmiany podatkowe w ramach Polskiego Ładu, a obecnie przedstawia dla tejże grupy rozwiązanie co najmniej dla niej ambiwalentne. Mam tutaj na myśli przedsiębiorców, którzy de facto napędzają polską gospodarkę i mają realny wpływ na wzrost PKB. Ten ruch rządu został poczyniony bardzo drastycznie, bez żadnego racjonalnego vacatio legis oraz z naruszeniem zasad dialogu społecznego, co wyrażało się m.in. zbagatelizowaniem krytycznych głosów przedstawicieli organizacji pracodawców.

Wcześniej wprowadzono podatek od sprzedaży detalicznej, który przyczynił się m.in. do wzrostu cen paliw i cen towarów, wskutek konieczności uwzględnienia przez sprzedawców tego podatku w cenie. Wspomnieć również należy o wprowadzonych w ostatnim czasie niekorzystnych obciążeniach, takich jak np.: opłata cukrowa od napojów słodzonych czy opłata mocowa. Nowe daniny uderzają przede wszystkim w przedsiębiorców, co powoduje bardzo negatywne skutki ekonomiczne. W jakiś sposób przedsiębiorcy muszą przecież zrekompensować finansowo wprowadzone przez rząd nowe daniny. W efekcie mamy do czynienia ze wzrostem cen. Dziś natomiast, w obliczu galopującej inflacji, pozostaje jedynie dylemat pomiędzy podnoszeniem stóp procentowych przez Radę Polityki Pieniężnej a takimi narzędziami jak tarcza antyinflacyjna.

Czy jej założenia są w rzeczywistości korzystne? Na pierwszy rzut oka zapewne tak. Beneficjentem tarczy antyinflacyjnej są jednak w głównej mierze osoby o najniższych zarobkach. Przedsiębiorcy nie mogą bazować na tego rodzaju rozwiązaniu, które ograniczone jest czasowo. Biznes wymaga budżetowania z o wiele szerszym marginesem czasowym. Należy wziąć również pod uwagę szalejące koszty wytwarzania. Nie mówiąc już o negatywnych efektach Polskiego Ładu, który przyczyni się m.in. do wzrostu kosztów administracyjnych przedsiębiorców oraz wynagrodzeń dla pracowników.

To wszystko spowoduje konieczność wzrostu z początkiem roku cen towarów i usług i wątpliwe jest to, aby któryś z przedsiębiorców wprowadzał jakąś obniżkę w oparciu o rzekome korzyści, jakie przyniesie mu tarcza antyinflacyjna. Te benefity zostaną bowiem pochłonięte przez inne obostrzenia i daniny, którymi obciążony będzie biznes.

Z mojego punktu widzenia rozwiązanie jest proste – najbardziej efektywną tarczą antyinflacyjną byłoby zawieszenie wprowadzenia Polskiego Ładu na co najmniej rok, aby w tym okresie „schłodzeniu” uległa inflacja, a przedsiębiorcy mogli się przygotować do nowej rzeczywistości.

Piotr Podgórski, członek zarządu organizacji pracodawców Przedsiębiorcy.pl

Budżet UE. Zabawa z zapałkami

W ostatnim felietonie dla Rzeczpospolitej: „Budżet UE. Zabawa z zapałkami”, mec. Piotr Podgórski pisze o ewentualnych konsekwencjach grania wetem przez Polskę.

Porozumienie w sprawie budżetu, to finalnie bardzo dobra wiadomość. Otrzymaliśmy gwarancję, co do tego, że mechanizm warunkowości nie będzie zastępował procedury z art. 7 Traktatu o Unii Europejskiej, tylko skupiał się na ochronie interesów finansowych i budżetowych. To oddala perspektywę negatywnych konsekwencji wynikających z rozporządzenia wprowadzającego klauzulę praworządności. Pytanie tylko, czy nie odbyło się to kosztem utraty, a co najmniej nadwyrężenia, relacji politycznych z najbardziej wpływowymi politykami w Unii Europejskiej. Odpowiedź pozytywna na powyższe pytanie rzutuje, nie tylko na salon polityczny, ale również na biznes. Ten krajowy i europejski. Polscy przedsiębiorcy bardzo wyraźnie sygnalizowali, że ich zagraniczni kontrahenci zaczęli traktować ich z dużą dozą dystansu, jako tych, którzy reprezentują kraj grożący wraz z Węgrami wetem. A zatem jako tych, dzięki którym budżet całej Unii Europejskiej jest wyraźnie zagrożony. Nasi zagraniczni partnerzy nie przyjmują tłumaczenia dotyczącego kwestionowania klauzuli praworządności, a to w obliczu tego, że nikomu z pozostałych 25 krajów ona nie przeszkadzała. Tłumaczą to w taki sposób, że widocznie musimy mieć coś na sumieniu. Niestety tego sposobu myślenia nie sposób zmienić. Biznes poza naszymi granicami ma wiedzę odnośnie naszych rozwiązań prezentowanych w wymiarze sprawiedliwości. Zagraniczni partnerzy nawet nie oceniają tego, czy zmiany te są słuszne, czy nie. Wystarczy, że u naszych kontrahentów wzbudza to niepokój. A tak w rzeczy samej jest, gdyż coraz częściej w negocjacjach dotyczących umów padają wnioski o to, aby rozwiązywanie sporów podlegało sądowi właściwemu dla drugiej strony umowy, a zatem dla partnera zagranicznego.

Jak bumerang powraca jednak pytanie, czy warto było? Tutaj odpowiedź przyjdzie w dłuższej perspektywie czasowej w postaci sposobu, w jaki będą rozmawiali i witali się z nami unijni przywódcy i nasi zagraniczni partnerzy biznesowi.

Po pierwsze nie szkodzić

Piotr Podgórski w artykule dla Rzeczpospolitej o przepisach ws. CIT od spółek komandytowych: Po pierwsze nie szkodzić.

Sejm przegłosował ustawę obciążającą spółki komandytowe podatkiem CIT, zupełnie ignorując apele organizacji pracodawców i przedsiębiorców o pozostawienie podatkowego status quo w tym zakresie.

Teza przedstawiciela Ministerstwa Finansów, zaprezentowana w wystąpieniu na posiedzeniu Sejmu, wskazująca na to, że spółka komandytowa działająca w strukturze hybrydowej w połączeniu ze spółką z o.o. kamufluje rzeczywistą działalność przedsiębiorcy, która ekonomicznie nie różni się od sytuacji spółki z o.o., jest dalece niepokojąca. To istne argumentum ad absurdum. Można by bowiem zaapelować do przedsiębiorcy w taki oto dosłowny sposób: „nie kombinuj w świetle prawa”. W ramach tak postawionej, przywołanej powyżej tezy Ministerstwa Finansów, możemy zadać pytanie: „Dlaczego ujemne konsekwencje spotykają tych, którzy w ramach przyzwolenia prawnego, opartego w kodeksie spółek handlowych założyli spółkę komandytową, w której komplementariuszem jest spółka z o.o.”? Jak to się odnosi do górnolotnych założeń Konstytucji Biznesu, mającej na celu ochronę polskiego przedsiębiorcy? Posłowie głosujący „za” zdaje się nie wzięli pod uwagę tych pytań i postanowili uciąć głowę tej hybrydzie. Oczywiście nie dosłownie. Nie wyeliminowano bowiem podstaw do funkcjonowania „spółki z o.o. spółki komandytowej”, ale skutecznie zrażono przedsiębiorców do decydowania się na taką formułę prowadzenia biznesu lub do jej kontynuowania. Więcej, odstraszono od spółek komandytowych „niehybrydowych”, a zatem takich, w których komplementariuszem jest osoba fizyczna. I nie bez przyczyny kolokwialnie piszę tu o odstraszeniu, gdyż wpasowuje się ono w nad wyraz mroczne czasy pandemii i odczuć towarzyszących przedsiębiorcom. A przecież sprawa nie dotyczy garstki osób.

Niejednokrotnie, jako organizacja pracodawców apelowaliśmy do rządu, aby przede wszystkim niósł pomoc przedsiębiorcom, a wszelkie dyskusyjne plany dotyczące zmiany otoczenia prawnego, w szczególności nakładające obciążenia, odłożył na półkę. Odnosiło się to nie tylko do podatku cukrowego, ale również przesunięcia wprowadzenia PPK, czy nowego JPK. Obecnie lockdown nie dotyczy przecież wyłącznie objętych nim wyraźnie branż, takich jak np. gastronomia. Obejmuje całą gałąź HoReCa, ale nie tylko. O zupełnym zamknięciu możemy przecież mówić, mając na względzie fakt, że dzisiaj na kwarantannie pozostają setki ludzi, będących jednocześnie pracownikami w różnych firmach. Powoduje to rzecz jasna zupełny przestój w działaniu biznesu. Przedsiębiorcy zatem skupiają cały swój wysiłek na tym, aby wyjść z opresji, aby przetrwać. A tutaj dodatkowo serwowane jest im kolejne, poważne zmartwienie.

Ministerstwo Finansów zdaje się uspokajać i twierdzi, że mniejsze firmy nie odczują zmiany, a ustawa przewiduje zwolnienia od podatku. Zatem ci, którzy działają w skali mikro mogą być spokojni. A pozostali? Pandemia niestety nie wybiera i dotyka wszystkich. Zarówno tych małych, jak i dużych. Tych ostatnich proporcjonalnie do skali biznesu. A często nawet mocniej. Dzisiaj przedsiębiorcy nie powinni być obarczani koniecznością analizy nowych ustaw i rozważaniem, czy wpisują się w zwolnienie od podatku, czy też nie? Oni walczą o jutro. Zamiast tego mają perspektywę wprowadzenia nowego podatku. I to, co trzeba podkreślić, nieodległą w czasie. Tutaj niepokoi tempo wprowadzenia zmian, brak poprzedzenia ich szerokimi konsultacjami oraz bardzo krótki okres wejścia w życie. Przedsiębiorcy funkcjonujący w ramach spółek komandytowych nie wiedzą co robić. Czy decydować się na kosztowne przekształcenie, czy na likwidację, czy może na obciążone dodatkowymi daninami kontynuowanie działalności w tej formie? Czy naprawdę przed takimi dylematami mają stawać dzisiaj przedsiębiorcy? Nadzieja na lepsze jutro pozostaje obecnie w Senacie, do którego apelujemy o odrzucenie projektu ustawy w omawianym tu zakresie.

Piotr Podgórski – członek zarządu organizacji pracodawców Przedsiębiorcy.pl, radca prawny w Kancelarii Prawnej Clever One

#Koronawirus Artykuł dla Rzeczpospolitej: „Nowe czynne prawo wyborcze”

#Koronawirus Mec. Piotr Podgórski w najnowszym artykule dla Rzeczpospolita krytycznie nt. ostatniej, nocnej poprawki w Kodeksie wyborczym i w ustawie o RDS przy okazji #TarczaAntykryzysowa

 

Od kilku tygodni zewsząd napływają apele od przedsiębiorców, największych organizacji pracodawców, zrzeszeń, organizacji branżowych adresowane do najważniejszych osób w państwie. Przedstawiają one nie tylko głosy krytyki, ale też i konkretne, konstruktywne propozycje wprowadzenia rozwiązań dla przedsiębiorców, celem zapobieżenia kataklizmowi gospodarczemu.
Jak to jest w takim razie, że w obliczu tej całej pracy, w ostatnim momencie, w środku nocy, z soboty na niedzielę wprowadzona zostaje poprawka w postaci nowelizacji Kodeksu wyborczego? W świecie sportu takie zachowanie nazywamy faulem.

Ciężko dziś wytłumaczyć przedsiębiorcom, że w ramach pakietu osłonowego dorzucony został dodatek w postaci narażenia milionów ludzi na styczność ze śmiercionośnym wirusem. Milionów, którzy w dniu głosowania nie będą mieli 60 lat i nie będą objęci np. kwarantanną. Na jakiej podstawie obrano cezurę wiekową 60 lat? Czy wynikało to z przypływu czyjegoś natchnienia? Czy ten ktoś bazował może na sondażach śmiertelności? Od kiedy w demokracji, ktoś odgórnie wprowadza tego rodzaju nierówność, u której podstaw nie leżą racjonalne przesłanki? Decyduje, że oto kobieta
w ciąży, czy osoba w średnim wieku, ale z chorobami współtowarzyszącymi, czy w końcu zbliżający się sześćdziesiątki mężczyzna, jest „oddelegowany” do głosowania przy urnie? Czy ktoś słyszał o czymś takim w cywilizowanym świecie? Czy nie zakrawają o cynizm naciski na głosowanie zdalne, celem ochrony zdrowia i życia posłów, przy jednoczesnych ruchach zmierzających do narażenia tychże samych wartości u pozostałych obywateli?

Czy musimy dzisiaj w Europie i na świecie wystawiać sobie takie świadectwo? W dodatku zaciekle krytykując za przeprowadzenie wyborów innych przywódców. W tym miejscu, to już nie cynizm, a hipokryzja. Przy założeniu, że każdy zdroworozsądkowy obywatel, nie spełniający wyżej wspomnianych kryteriów, z obawy o zdrowie i życie nie pójdzie do wyborów, to można przyjąć, że mamy do czynienia z nowym czynnym prawem wyborczym, zgodnie z którym uprawnionymi do głosowania na Prezydenta RP są osoby, które najpóźniej w dniu głosowania ukończyły 60 lat lub są objęte obowiązkową kwarantanną, izolacją lub izolacją domową.

Na koniec warto dodać, o czym bodajże wielu zapomina, że głosowanie korespondencyjne
w przypadku osób mających co najmniej 60 lat nie oznacza oddania głosu z zacisza swojego domu, bez udziału jakichkolwiek zewnętrznych podmiotów. Konieczne jest tutaj zaangażowanie operatora pocztowego i pracujących tam osób, których narażamy na ryzyko utraty zdrowia lub życia. Tym bardziej – zgodnie z pokrętną logiką wnoszącego poprawkę – gdy za okienkiem pocztowym  pracuje np. sześćdziesięciolatek. Nie mówiąc już o tym samotnym sześćdziesięciolatku, który ze swoją wypełnioną kartą do głosowania, zamkniętą w zaklejonej kopercie uda się na pocztę.

Jest jeszcze czas, aby to zagranie nie fair wymazać i wyjść z tego z twarzą. Rozwiązania na przesunięcie terminów nie trzeba specjalnie szukać. Porozumienie w tej sprawie również wydaje się w pełni osiągalne. Na koniec warto dodać, że kolejną wrzutką do pakietu pomocowego dla firm, była nowelizacja ustawy o Radzie Dialogu Społecznego ograniczająca jej niezależność. No Panie i Panowie, wiemy, że nocne obrady służą Waszej kreatywności. Ale bez przesady!

https://www.rp.pl/Ustroj-i-kompetencje/303309954-Koronawirus-nowe-czynne-prawo-wyborcze.html

#Koronawirus Kształt Tarczy Antykryzysowej w dalszym ciągu niesatysfakcjonujący

#Koronawirus Mec. Piotr Podgórski jako wiceprezes Federacji Przedsiębiorcy.pl w komentarzu dla dzisiejszej Rzeczpospolitej:

„Obecny kształt tarczy antykryzysowej w dalszym ciągu odbiega od naszych oczekiwań – mówi Piotr Podgórski, wiceprezes Ogólnopolskiej Federacji Przedsiębiorców i Pracodawców Przedsiębiorcy.pl. – Niepokoi nas nieobjęcie pomocą w wystarczającym zakresie dużych przedsiębiorców, których problemy w obecnej sytuacji są proporcjonalne do skali biznesu, jaki prowadzą. To oni są przecież dzisiaj motorem napędzającym polską gospodarkę”.

https://bit.ly/2WU55ik

#Koronawirus Felieton Piotra Podgórskiego dla Rzeczpospolitej

#Koronawirus Przedsiębiorcy w sprawie koronawirusa: nie ustawajmy w apelach do rządu.

Fragment: „(…) Niemiłosiernie tykające wskazówki zegara z każdą minutą odliczają kolejnych zakażonych, wśród których występuje konkretny odsetek ofiar śmiertelnych. Z działaniami w zakresie ochrony zdrowia muszą iść w parze czynności rządu w obrębie ochrony przedsiębiorców, szczególnie tych najbardziej narażonych, a zatem z sektora MŚP. Brak wprowadzenia konkretnych pakietów osłonowych sprawia, że w krótkim czasie ich firmy dosłownie umrą na koronawirusa. Konsekwencji tego dla całej rodziny danego przedsiębiorcy nie muszę już bliżej nakreślać. Apelujemy zatem jeszcze raz o konkretne wprowadzenie rozwiązań dla przedsiębiorców w ramach specustawy(…)”.

(więcej…)

Informacje o podwyżce płacy minimalnej powinny być wyważone

Pracodawcy niemalże już od połowy 2019 r. z uwagą śledzili elektryzujące ich zapowiedzi rządu dotyczące podniesienia płacy minimalnej. Obserwacje te niejednokrotnie nie pozostały bez skutku na ceny oferowanych przez nich towarów, czy usług, powodując ich wzrost. I to już w 2019 roku. A to wszystko w zamyśle odpowiedniego, finansowego przygotowania się na zapowiadany wzrost wynagrodzenia minimalnego, celem zapewnienia dalszego, sprawnego funkcjonowania prowadzonego biznesu. Do tego dochodziły również postulaty podwyżki płacy minimalnej przewidziane na kolejne lata.

W 2020 roku mamy do czynienia ze wzrostem płacy minimalnej w wysokości 15,6% w stosunku do roku poprzedniego. To bardzo dużo. Warto przypomnieć, że w 2019 r. płaca minimalna w stosunku do roku 2018 wzrosła mniej gwałtownie. Podobnie było w latach poprzednich. Tylko na pierwszy rzut oka możemy mówić o wzroście wynagrodzenia minimalnego w wysokości 350 zł. W rzeczywistości, całościowy koszt zatrudnienia dla pracodawcy, przy założeniu podstawowych kosztów i podstawowej ulgi wzrośnie o 421,67 zł miesięcznie na jednego pracownika. Daje to kwotę 5060,04 zł w skali roku. W firmie zatrudniającej 10 pracowników koszty zatrudnienia wzrosną zatem o 50600,4 zł. Niejednokrotnie stanowi to ogromny procent rocznych zysków, zwłaszcza w przypadku małych firm. Pracodawca nie chcąc narazić swojej firmy na upadłość będzie musiał zrekompensować wyższe koszty wynagrodzenia, podwyżką cen swoich usług lub towarów. Podwyżki cen są podstawowym sposobem dostosowania się przedsiębiorców do rosnących kosztów pracy.

Z drugiej strony słyszymy hasła, że podwyżka dotyczy przecież tylko i wyłącznie pracowników zarabiających pensję minimalną. Nie sposób się z tym zgodzić. O wyższe wynagrodzenie mogą bowiem upomnieć się również pozostali pracownicy, którzy oznajmią swojemu przełożonemu, że skoro pracownik najmniej zarabiający, który jest np. dużo młodszy stażem otrzymał podwyżkę, to oni, jako pracownicy bardziej doświadczeni także oczekują proporcjonalnej (procentowej) podwyżki. W innym przypadku płaca tego pracownika najmniej doświadczonego zbliży się do płacy pracownika, legitymującego się dłuższym stażem, co spowoduje utratę satysfakcji tego ostatniego z wykonywanej pracy.

Negatywnym skutkiem podwyżki płacy minimalnej w końcowym efekcie mogą być zwolnienia pracowników. Mówimy również o możliwości automatyzacji pracy, czyli zastępowania ludzi maszyną. Powstają obawy rozszerzenia się szarej strefy lub cięcia etatów. Ekonomiści biją na alarm i zwracają uwagę na spadającą dynamikę wzrostu PKB oraz rosnącą inflację. Powyższe skutki wzrostu płacy minimalnej przytaczam z jednego względu. Jako przedsiębiorcy pragniemy bowiem wskazać na istotę oraz wagę informacji dotyczącej podwyżki płacy minimalnej. Ma ona charakter newralgiczny, oddziaływujący na cały rynek. Z tego też powodu niezwykle istotna jest potrzeba konstruktywnej konsultacji wysokości podwyżki płacy minimalnej w ramach Rady Dialogu Społecznego. Nie mówiąc już o tym, że niedopuszczalne są jakiekolwiek hasła odnoszące się do wzrostu płacy minimalnej do poziomu np. 4000 zł i to niezależnie od tego, w jakim okresie czasu miałoby do tego dojść.
A przecież takie postulaty pojawiały się w ostatnim roku. Nie chcę oceniać ich pod kątem politycznym, bo nie taki wymiar ma niniejszy artykuł. W każdym razie ich oddziaływanie na prowadzony przez pracodawców biznes jest bardzo duże. Pracownicy, wskutek powzięcia informacji o postulatach rządu mogą bowiem zwracać się do swoich przełożonych z prośbą
o stopniową podwyżkę płacy tak, aby np. w 2024 r. osiągnąć kwotę wynagrodzenia,
w wysokości 4000 zł. Takie sytuacje – wywierania przez pracownika nacisków na pracodawcę, celem otrzymania wyższego wynagrodzenia, z powołaniem się na plany rządu – mają realnie miejsce. Powodują one konflikty w środowisku pracy na linii pracownik – przełożony. Tego rodzaju zapowiedzi są zatem zdecydowanie przedwczesne, powodują destabilizację na rynku pracy i mają realny wpływ na tak negatywne zjawiska jak wzrost inflacji, spadek PKB, czy zwolnienia pracowników, o których wspomniałem powyżej. Pomijam w tym miejscu ocenę ekonomiczną, jakiej należałoby dokonać w przypadku realnego wzrostu płacy minimalnej w takim wymiarze, odsyłając jednocześnie do niezbyt szczęśliwego przykładu Węgier, które obrały podobny kierunek.

Warto zatem, aby rządzący, prezentując prognozy wzrostu płacy minimalnej mieli na względzie to, jak daleko idące skutki pociąga za sobą ta informacja na funkcjonowanie firm polskich przedsiębiorców.

Piotr Podgórski na łamach Rzeczpospolitej analizuje problem braku norm antyodorowych

Radca prawny Piotr Podgórski z Kancelarii Prawnej Clever One w dzisiejszym wydaniu Rzeczpospolitej przedstawia obszerną analizę problemu braku tzw. norm antyodorowych.

Czy doczekamy się przepisów antyodorowych?

„Krajobraz Polski w ostatnim czasie obrazowały palące się masowo śmieci. Powstało ogromne wzburzenie, a rząd przedstawił kilkanaście postulatów mających być remedium na istniejący problem. Zwołano nawet nadzwyczajne posiedzenie Sejmu, na którym rozpatrywano projekty zmian w ustawach dotyczących gospodarki odpadami. W tym miejscu pominę ich analizę, gdyż ta wymagałaby osobnej publikacji, a skupię się na tym, co niestety w dalszym ciągu traktowane jest po macoszemu. Mam tu na myśli postulowaną od dłuższego czasu tzw. ustawę antyodorową, która do dzisiaj nie ujrzała światła dziennego. Taki brak stosownych przepisów, to problem nie tylko dla mieszkańców sąsiadujących z przedsiębiorstwem będącym emitorem zapachu, ale i dla osób prowadzących gospodarkę odpadami komunalnymi. Ci ostatni chcieliby bowiem wykazać, że przetwarzają odpady komunalne nie generując przy tym uciążliwego zapachu. Takie odniesienie prawne funkcjonuje w przypadku badania poziomu hałasu. Zapach niestety w dalszym ciągu nie doczekał się stosownych regulacji. W ustawie z dnia 27 kwietnia 2001 r.  Prawo Ochrony Środowiska (Dz. U. Nr 62, poz. 627 z późn. zm.) wciąż widnieje martwy przepis art. 222 ust. 5 wskazujący, że Minister właściwy do spraw środowiska, w porozumieniu z ministrem właściwym do spraw zdrowia, może określić, w drodze rozporządzenia wartości odniesienia substancji zapachowych w powietrzu i metody oceny zapachowej jakości powietrza. W art. 222 ust. 6 przywołanej ustawy czytamy, że w rozporządzeniu zostaną ustalone zróżnicowane, w zależności od przeznaczenia lub sposobu zagospodarowania terenu, wartości odniesienia substancji zapachowych w powietrzu, dopuszczalne częstości przekraczania wartości odniesienia substancji zapachowych w powietrzu, czy w końcu okresy, dla których uśrednia się wyniki pomiarów substancji zapachowych w powietrzu. Do dzisiaj takie rozporządzenie nie zostało wydane. Z drugiej strony, cały czas trwają prace nad tzw. ustawą antyodorową. To zadanie pod względem merytorycznym zostało powierzone Głównemu Inspektorowi Ochrony Środowiska, ze względu na jego doświadczenie w zakresie rozpatrywania skarg oraz przeprowadzania kontroli podmiotów potencjalnie wytwarzających uciążliwości zapachowe. Wszelkie opóźnienia z ustanowieniem stosownego prawa wpływają jednak negatywnie na funkcjonowanie sortowni śmieci. Wiele Regionalnych Instalacji Przetwarzania Odpadów Komunalnych (tzw. RIPOK-i) dotyka masowy problem skarg mieszkańców, którzy wskazują na generowany przez nich uciążliwy fetor. Kierują oni skargi na Policję, a ta – z racji braku stosownych instrumentów prawnych – przekazuje sprawy do sądu opierając się zazwyczaj na przepisie art. 171 w zw. z art. 16 pkt 2 ustawy z dnia 14 grudnia 2012 r. (Dz. U. z 2013 r., poz. 21 z późn. zm) o odpadach. Przepis ten stanowi, że ten, kto prowadzi gospodarkę odpadami w sposób niezapewniający ochrony życia i zdrowia ludzi oraz środowiska, w szczególności jeżeli gospodarka odpadami powoduje uciążliwości przez hałas lub zapach, podlega karze aresztu albo grzywny. W jaki jednak sposób sąd – w obliczu braku norm fetorowych – ma zbadać, co jest uciążliwością zapachową, a co nią nie jest? W moim przekonaniu nie można bazować tu na odczuciach mieszkańców, które przecież pozostają wyłącznie subiektywne. Za taki miernik można by przyjąć już prędzej wyniki kontroli przeprowadzanych przez Wojewódzkie Inspektoraty Ochrony Środowiska. Niemniej jednak wyraźnych norm fetorowych wciąż brak. Można zatem spróbować postawić tezę, że jednym z powodów funkcjonowania zjawiska „spalania śmieci”, jest obawa przed prowadzeniem biznesu w postaci przetwarzania odpadów komunalnych, która znajduje swoje źródło m.in. w braku wspomnianych przepisów antyodorowych. Tutaj oczywiście dochodzi szereg – słusznych skądinąd – restrykcji, jakie musi spełnić przedsiębiorca zamierzający prowadzić gospodarkę przetwarzania odpadów komunalnych. Jednak wiele zaawansowanych instalacji, a mam tu na myśli wspomniane RIPOK-i, pomimo spełnienia wielu rygoryzmów, przeprowadzonych pozytywnych kontroli przez uprawnione organy, w tym Wojewódzkie Inspektoraty Ochrony Środowiska, boryka się z masowymi skargami mieszkańców, którzy wskazują na uciążliwości zapachowe. Gros spraw znajduje swój finał w sądzie. Przedsiębiorca, prowadzący RIPOK, nie ma zatem możliwości sprawdzenia, czy jego zakład, w świetle przepisów prawa, powoduje takie uciążliwości, czy też nie. Zdany jest niejednokrotnie na bezwzględną opinię mieszkańców. A ta może  wyrządzić mu daleko idące szkody. Nie jest przecież wykluczone, że społeczność lokalna wskaże na uciążliwy zapach, tylko dlatego, że wolałaby innego sąsiada. Do tej pory Ministerstwo Środowiska opracowało tzw. Kodeks Przeciwdziałania Uciążliwości Zapachowej, ale nie stanowi to źródła prawa, a jedynie odniesienie dla ustawodawcy lub dla osób prowadzących działalność powodującą emisję zapachów. Należy wskazać, iż w niektórych państwach Europy sprawnie funkcjonują zasady badania uciążliwości zapachowych w oparciu o metodę olfaktometrii dynamicznej. Takie badania są przeprowadzane również w Polsce. Niestety metodyka ta nie jest unormowana na poziomie ustawowym. Może natomiast – w przypadku pozytywnego wyniku – stanowić dowód na to, że dany przedsiębiorca przetwarzający np. odpady komunalne nie generuje uciążliwości zapachowych w oparciu o stosowaną  metodologię badań zapachów. Do tego rodzaju badania powołany jest zespół osób uprawnionych, oceniających jakość powietrza, spełniających ściśle określone wymagania. Członkiem zespołu może być osoba posiadająca kwalifikacje do oceny próbek wonnego gazu z zastosowaniem olfaktometrii dynamicznej, a zespół stanowi grupa osób o tych samych kwalifikacjach. Należy przy tym podkreślić, że istnieją ściśle określone zasady selekcji członków zespołu oraz jego weryfikacji, np. na 30 minut przed pomiarem olfaktometrycznym,
a także w czasie jego trwania członkom zespołu nie należy pozwalać palić, jeść, pić (za wyjątkiem wody) lub używać gumy do żucia, czy też słodyczy. Członkowie zespołu nie powinni stosować perfum, dezodorantów, balsamów do ciała lub kosmetyków. Powinni przebywać w pomieszczeniu do przeprowadzania ocen lub innym z porównywalnymi warunkami przez 15 minut przed rozpoczęciem pomiaru tak, aby zaadoptować się do środowiska zapachowego, jakie będzie istniało w pomieszczeniu do przeprowadzania ocen. W czasie pomiarów członkowie zespołów nie mogą się porozumiewać na temat wyników. Powyższe wskazuje, że takimi osobami z całą pewnością nie mogą być sąsiedzi badanego zakładu. Ich ocena – niezależnie od powyższego, z powodu braku obiektywizmu – nie mogłaby zostać uznana za wiarygodną. Sądy, przy rozpatrywaniu spraw opartych na wyżej wskazanych przepisach art. 171 w zw. z art. 16 pkt 2 ustawy o odpadach, w przypadku odniesienia do uciążliwości zapachowych, mają zatem niełatwy orzech do zgryzienia.  Uważam, że de lege lata istnieje możliwość posiłkowania się wskazanym powyżej badaniem metodą olfaktometrii dynamicznej. Moim zdaniem, w dalszym jednak ciągu, z powodu braku norm fetorowych, sąd nie ma wyraźnych podstaw do wydania wyroku skazującego, wobec obwinionego za popełnienie czynu z art. 171 w zw. z art. 16 pkt 2 ustawy o odpadach, oczywiście w odniesieniu do uciążliwości zapachowych. Co do hałasowych – jak była już o tym mowa powyżej – istnieją bowiem odpowiednie przewidziane prawem mierniki. Z tej też racji apel o ustanowienie przepisów antyodorowych jest tym bardziej – nomen omen – palący”.