Gdy w szatni nie ma płaszcza

Oddanie na przechowanie odzienia wierzchniego nie oznacza, że zakład odpowiada także za rzeczy w kieszeniach.

Przychodzi mi omówić zagadnienie, z którym coraz częściej stykają się przedsiębiorcy z branży gastronomicznej. Nie wiedzą, jaką ponoszą odpowiedzialność w przypadku kradzieży rzeczy pozostawionych przez klientów w odzieży wierzchniej. „Nie mamy pańskiego płaszcza i co pan nam zrobi?” – pytał szatniarz z „Misia” Stanisława Barei. Ale to nie tak. Czym innym jest kradzież owego płaszcza, a czym innym utrata rzeczy, pozostawionej w odzieży wierzchniej. Przykład: do lokalu przychodzi zamożny klient. W szatni lub na specjalnym wieszaku zostawia swój płaszcz.

Zjada kolację i po paru godzinach, chcąc uiścić rachunek, idzie po portfel, w którym miał 50 tys. zł, w banknotach po 500 zł. Okazuje się, że portfel zniknął. Konsument pozywa restauratora, twierdząc, że dał mu na przechowanie płaszcz, więc przedsiębiorca odpowiada za jego zwrot w należytym stanie, łącznie z portfelem. Klient uważa, że nie ma znaczenia, iż oddając płaszcz, nie zadeklarował zawartości kwoty pieniężnej w kieszeni. Restaurator zaprzecza, twierdząc, że może odpowiadać jedynie za kradzież płaszcza, którego złodziej nie zawłaszczył, bo zabrał tylko portfel. Kto ma rację?

Przekazanie swego odzienia pracownikowi lokalu to zawarcie umowy przechowania per facta concludentia, w rozumieniu art. 835 k.c. Nie stoi temu na przeszkodzie nawet i to, że przedsiębiorca nie wyodrębnił szatni czy nie zatrudnia szatniarza. Wystarczy, że pomieszczenie na odzież jest funkcjonalnie wyodrębnione. Przedsiębiorca, który stwarza warunki dla odwieszenia przez gości odzieży wierzchniej, godzi się na kontrakt jej przechowania. W tym przypadku musi mieć miejsce realna czynność w postaci oddania rzeczy. Mam na myśli akt fizyczny, polegający na wręczeniu jej lub umieszczeniu na przeznaczonym do tego miejscu.

Chodzi o konkretną rzecz, tu: płaszcz konsumenta. To istotne, by druga strona umowy miała świadomość tego, co otrzymuje na przechowanie i za co i w jakich granicach ponosi odpowiedzialność. Gdy konsument poda, że w płaszczu ma portfel z określoną sumą pieniędzy, restaurator lub jego pracownik może dobrać właściwy sposób przechowania drogocennej rzeczy lub odmówi jej przyjęcia. Należy wykreować sytuację, w której druga strona dostanie szansę podjęcia decyzji, czy przystąpić do umowy.

Nie da się bronić tezy o bezwzględnej odpowiedzialności właściciela za pozostawione przez gościa kosztowności oddane do szatni, gdy fakt ten nie był jakkolwiek komunikowany. Przedsiębiorca odpowiada wyłącznie za pozostawiony przez konsumenta płaszcz. W omawianym przypadku zakres odpowiedzialności właściciela restauracji ogranicza wartość samego płaszcza. Może zdarzyć się klient, który odda do szatni bardzo kosztowne odzienie wierzchnie. O tej odpowiedzialności trzeba pamiętać.

W doktrynie i w judykaturze nie ma wątpliwości co do odpowiedzialności właściciela zakładu za pozostawione przez klienta odzienie wierzchnie – gdy właściciel stwarza jakiekolwiek warunki do jej przechowania. Orzecznictwo zwraca uwagę, że od odpowiedzialności za kradzież płaszcza nie zwalnia nawet ogłoszenie, że zakład nie odpowiada za kradzież odzieży (uchwała SN III CZP 94/77, OSNCP1978/8, poz. 134). Takie oświadczenia mogą zainteresować Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów.Nie sposób jednak przyjąć na gruncie przepisów powszechnie obowiązującego prawa, że oddanie odzienia do szatni oznacza pozostawienie na przechowanie innych jeszcze rzeczy, które klient w nich zostawił. To zbyt daleko idące, bo przecież rzeczy te znajdują się poza stanem wiedzy, świadomości właściciela lokalu. Co do omawianej kwestii, należy brać oczywiście pod uwagę specyfikę prowadzonej przez danego przedsiębiorcę działalności. W niniejszym omówieniu akcent położony został na właścicielach lokali gastronomicznych.Warto pamiętać, że zagadnienie odpowiedzialności za utratę lub uszkodzenie rzeczy szczegółowo uregulowane jest w kodeksie cywilnym, w przypadku właścicieli hoteli. W tego rodzaju zakładach na przechowanie kosztowności przewidziane powinny być sejfy. Jednak również i tutaj gość hotelowy powinien zadeklarować, jaką dokładnie kwotę zamierza pozostawić. Przepisy kodeksu cywilnego przewidują tutaj ograniczenie odpowiedzialności właściciela hotelu, ale jest to już temat na osobną publikację.

Zapraszamy do lektury dzisiejszego wydania Rzeczpospolita!

A w nim znajdziecie Państwo artykuł mec. Piotra Podgórskiego nt. zasadności etyki, jakim powinni kierować się dziennikarze.
Głośnym echem odbiła się ostatnia sytuacja, w której dziennikarz przeprowadzał wywiad, nielegitymując się przy tym nazwą stacji, którą reprezentował.

Szerokim echem w środkach masowego przekazu odbiła się sytuacja, w której jeden z dziennikarzy telewizji publicznej przeprowadził wywiad z uczestnikiem marszu 4 czerwca. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby ów dziennikarz przygotowując materiał dziennikarski zadawał pytanie uczestnikom wspomnianego wydarzenia, wskazując na to, jaką reprezentuje stację. Tak jednak nie było. Uwagę widzów programu informacyjnego przedstawiającego wiadomości z kraju, zwrócił fakt braku tzw. kostki na mikrofonie, na której to powinno być zamieszczone logo danej telewizji. Jak na powyższe zdarzenie należy spojrzeć z punktu widzenia przepisów powszechnie obowiązującego prawa?

Dziennikarz, zgodnie z art. 10 ust. 1 prawa prasowego zobowiązany jest do działania zgodnego z etyką zawodową i zasadami współżycia społecznego, w granicach określonych przepisami prawa. Odniesienie w powyższym przepisie do norm etyki zawodowej oznacza włączenie tych norm do systemu prawnego i nadanie im takiego samego znaczenia, jak przepisom powszechnie obowiązującym (np. prawu prasowemu). Należy zatem wskazać, że dziennikarz dopuszczając się naruszenia zasad etyki, popełnia czyn bezprawny. Ma to miejsce nawet wówczas, gdy obowiązek danego zachowania wynika tylko i wyłącznie z norm etycznych.

Źródłem dziennikarskiej etyki zawodowej są przepisy tworzone przez środowisko dziennikarzy. Na stronie internetowej Centrum Informacji TVP możemy znaleźć listę dokumentów, które określają zasady etyczne, którymi powinni kierować się dziennikarze TVP. Są to m.in.: „Kodeks etyki dziennikarskiej Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich”, „Deklaracja zasad międzynarodowej federacji dziennikarzy FIJ – Federation Internationale des Journalistes IFJ (International Federation of Journalists)”, czy w końcu „Zasady etyki dziennikarskiej w Telewizji Polskiej S.A. – informacja, publicystyka, reportaż, dokument, edukacja”. Wspomniany Kodeks etyki dziennikarskiej Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich w tytule III określa obowiązki dziennikarza wobec rozmówców i odbiorców. W pkt. 9 statuuje wyraźny obowiązek poinformowania rozmówców, w jaki sposób zostaną wykorzystane ich wypowiedzi. Z powyższego wynika, że dziennikarz ma obowiązek wyraźnego wskazania nazwy stacji, jaką reprezentuje tak, aby udzielający informacji (wypowiedzi) miał pełną wiedzę, co do tego, gdzie jego wypowiedź i wizerunek zostaną opublikowane. Z kolei Deklaracja zasad międzynarodowej federacji dziennikarzy FIJ w pkt. 4 wskazuje: „Do gromadzenia informacji, zdjęć i dokumentów dziennikarz powinien stosować wyłącznie uczciwe metody”.

W omawianym przypadku, należy również mieć na względzie wspomniany w art. 10 ust. 1 prawa prasowego obowiązek działania dziennikarza zgodnie z zasadami współżycia społecznego. W literaturze prawniczej podnosi się, że powinno być ono oparte na takich wartościach, jak: sprawiedliwość, dobra wiara, życzliwość. Wydaje się zatem, że dziennikarz występujący incognito, nie realizuje tych zasad. Ukrywając swoją przynależność do danej stacji, próbuje niejako podstępem uzyskać jakieś informacje, których dalszych losów nie zna osoba, z którą przeprowadzany jest wywiad. Ta ostatnia, w pełni zaskoczona danym pytaniem, w dobrej wierze i pod wpływem chwili udziela odpowiedzi. Czyni to w stosunku do osoby, która „legitymuje” się wyłącznie mikrofonem, na którym nie widnieje tzw. kostka z nazwą stacji. W takim przypadku, przy braku dodatkowej informacji ze strony dziennikarza o tym, jaką telewizję reprezentuje, udzielający wypowiedzi ma prawo równie dobrze przyjąć założenie, że jego wizerunek i opinia, której udzielił zostaną wykorzystane tylko i wyłącznie na użytek własny osoby przeprowadzającej z nim wywiad. Jest oczywistym, że może on sobie nie życzyć tego, żeby jego wypowiedź i wizerunek zostały opublikowane w danej telewizji i w danym kontekście, który nie koresponduje z jego wolą. Dziennikarz, realizując obowiązek działania zgodnie z zasadami współżycia społecznego musi mieć na względzie podstawowe założenie, które zawiera się w powinności służby społeczeństwu. Nie może zatem mieć miejsca sytuacja odwrotna, w której to udzielający wypowiedzi ma służyć jakimś ukrytym założeniom i intencjom dziennikarza i reprezentowanej przez niego stacji telewizyjnej.

Pamiętajmy również o tym, że osoba udzielająca wypowiedzi, prezentuje również swój wizerunek, który korzysta z ochrony prawnoautorskiej i jest dodatkowo dobrem osobistym. Jeżeli zatem wywiad został przeprowadzony w taki sposób, że udzielająca go osoba nie stanowiła jedynie szczegółu całości zgromadzenia, to wówczas powinna ona udzielić zgody na wykorzystanie swojego wizerunku. Jak wskazuje orzecznictwo sądowe, zezwolenie takie może być co prawda udzielone w formie konkludentnej (dorozumianej), ale osoba jej udzielająca powinna wiedzieć o miejscu, czasie i częstotliwości udostępnienia jej podobizny. Wszystko wskazuje na to, że w omawianej sytuacji takie standardy nie zostały spełnione.

Dobrze byłoby zatem, aby dziennikarze, przy wykonywaniu swojego zawodu pamiętali o tych podstawowych standardach. Misja, jaką pełnią jest ze swojego założenia niezwykle odpowiedzialna. Mają oni w końcu wpływ na postrzeganie przez społeczeństwo rzeczywistości. Cele te można zrealizować wyłącznie będąc lojalnym i otwartym w stosunku do swoich rozmówców. To przecież oni w dużej mierze zapewniają powodzenie danego materiału dziennikarskiego.

Relacja wideo z debaty klimatycznej

Poniżej zamieszczamy relację wideo z debaty klimatycznej, jaka miała miejsce w siedzibie Rzeczpospolitej!
Mec. Piotr Podgórski prezentuje w niej wypowiedź na temat nowych wymogów, które wkrótce stawiane będą przed przedsiębiorcami. Dotyczą one konieczności wykazywania ilości śladu weglowego. Niespełnianie wytycznych w zakresie niskoemisyjności powodowało będzie eliminację polskich przedsiębiorców w polityce zakupowej, stosowanej przez zagranicznych przedsiębiorców i wypadanie z całego łańcucha dostaw

Debata w Rzeczpospolitej nt. zasadności wprowadzenia ramowej ustawy o ochronie klimatu

W dzisiejszym wydaniu Rzeczpospolitej ukazała się relacja z debaty nt. zasadności wprowadzenia ramowej ustawy o ochronie klimatu, w której wziął udział mec. Piotr Podgórski.
Poniżej przedstawiamy fragmenty wypowiedzi Piotra Podgórskiego, który w przedmiotowej dyskusji przedstawił stanowisko przedsiębiorców.
„Konieczność pobudzenia przez rząd aktywności przedsiębiorców w dążeniu do niskoemisyjności. Powinno to się odbywać poprzez wprowadzenie odpowiednich ulg podatkowych na zielone inwestycje, np. w postaci specjalnego odpisu od dochodu. Parametry ulgi powinny być tak określone, aby mogły z niej skorzystać także najmniejsze firmy. Dobrze odebrane przez przedsiębiorców byłyby również preferencyjne warunki finansowania przez instytucje finansowe przedsięwzięć redukujących emisyjność (tzw. zielone finansowanie)”
„polscy przedsiębiorcy przy wysokim poparciu samej idei niskoemisyjności, mają niestety bardzo niską świadomość tego, w jaki sposób należy realizować praktykę dążenia do niej. Dla niektórych z nich wystarczające zdaje się jedynie zamieszczanie niewiele znaczących postulatów wskazujących na promowanie zielonej energii. To nieetyczny marketing środowiskowy w postaci greenwashingu, który należy zwalczać”
Relacja z debaty:
https://www.rp.pl/biznes/art38366591-zielona-transformacja-wymaga-ram-prawnych?fbclid=IwAR1Corgk5QN1eTn5QI9LhaGUKEIOU1Uh6gmMhIQ51KToB9baVa-FautdWsw

Mity wokół powszechnego samorządu gospodarczego

W dzisiejszej Rzeczpospolitej ukazał się artykuł mec. Piotra Podgórskiego, przedstawiający mity wokół powszechnego samorządylu gospodarczego📰
Tekst stanowi polemikę do publikacji dr Henryki Bochniarz
Zachęcamy do lektury!
https://www.rp.pl/opinie-ekonomiczne/art38059861-piotr-podgorski-mity-wokol-samorzadu-gospodarczego?fbclid=IwAR2ZpcrzHI5754yC-EzBvhRDQ1weWRVQ6Tlnlp4WHPyPA_-d23WNrgMO_jQ

Relacja wideo z debaty w Rzeczpospolitej zat.: „Biznes a wojna”.

Poniżej prezentujemy relację wideo z debaty w redakcji Rzeczpospolitej, w której udział wziął mec. Piotr Podgórski.

W trackie debaty dyskutowano o tym, jaki wpływ na prowadzenie działalności gospodarczej ma wojna w Ukrainie? Co powinien zrobić rząd, aby ułatwić prowadzenie biznesu?

Debata w Rzeczpospolitej – Biznes w niespokojnych czasach wojny

Mec. Piotr Podgórski wziął udział w debacie organizowanej przez dziennik Rzeczpospolita!
➡️W trackie debaty dyskutowano o tym, jaki wpływ na prowadzenie działalności gospodarczej ma wojna w Ukrainie? Co powinien zrobić rząd, aby ułatwić prowadzenie biznesu? 🆘
➡️Piotr Podgórski zakreślił istotę i zakres problemów, wywołanych m.in. przerwanymi łańcuchami dostaw oraz deficytem pracowników z Ukrainy. Wskazał na rozwiązania, jakie powinien zaoferować rząd.
➡️W debacie wzięli udział przedstawiciele organizacji pracodawców, biznesu oraz Rzecznika Małych i Średnich Przedsiębiorców.
Zachęcamy do lektury dzisiejszego wydania Rzeczpospolitej.
Szczegóły poniżej:
https://www.rp.pl/finanse/art36232421-biznes-w-niespokojnych-czasach-wojny

W dzisiejszym wydaniu Rzeczpospolitej mec. Piotr Podgórski komentuje założenia tarczy antyinflacyjnej.

Piotr Podgórski: Tarcza antyinflacyjna. Ostrożnie z tą promocją!

Wątpliwe, aby przedsiębiorcy wprowadzili obniżki w oparciu o rzekome korzyści, jakie przyniesie tarcza antyinflacyjna. Te benefity zostaną pochłonięte przez inne obostrzenia i daniny, którymi obciążony będzie biznes.

Rząd w pierwszej kolejności wprowadził dla dużej części społeczeństwa niekorzystne zmiany podatkowe w ramach Polskiego Ładu, a obecnie przedstawia dla tejże grupy rozwiązanie co najmniej dla niej ambiwalentne. Mam tutaj na myśli przedsiębiorców, którzy de facto napędzają polską gospodarkę i mają realny wpływ na wzrost PKB. Ten ruch rządu został poczyniony bardzo drastycznie, bez żadnego racjonalnego vacatio legis oraz z naruszeniem zasad dialogu społecznego, co wyrażało się m.in. zbagatelizowaniem krytycznych głosów przedstawicieli organizacji pracodawców.

Wcześniej wprowadzono podatek od sprzedaży detalicznej, który przyczynił się m.in. do wzrostu cen paliw i cen towarów, wskutek konieczności uwzględnienia przez sprzedawców tego podatku w cenie. Wspomnieć również należy o wprowadzonych w ostatnim czasie niekorzystnych obciążeniach, takich jak np.: opłata cukrowa od napojów słodzonych czy opłata mocowa. Nowe daniny uderzają przede wszystkim w przedsiębiorców, co powoduje bardzo negatywne skutki ekonomiczne. W jakiś sposób przedsiębiorcy muszą przecież zrekompensować finansowo wprowadzone przez rząd nowe daniny. W efekcie mamy do czynienia ze wzrostem cen. Dziś natomiast, w obliczu galopującej inflacji, pozostaje jedynie dylemat pomiędzy podnoszeniem stóp procentowych przez Radę Polityki Pieniężnej a takimi narzędziami jak tarcza antyinflacyjna.

Czy jej założenia są w rzeczywistości korzystne? Na pierwszy rzut oka zapewne tak. Beneficjentem tarczy antyinflacyjnej są jednak w głównej mierze osoby o najniższych zarobkach. Przedsiębiorcy nie mogą bazować na tego rodzaju rozwiązaniu, które ograniczone jest czasowo. Biznes wymaga budżetowania z o wiele szerszym marginesem czasowym. Należy wziąć również pod uwagę szalejące koszty wytwarzania. Nie mówiąc już o negatywnych efektach Polskiego Ładu, który przyczyni się m.in. do wzrostu kosztów administracyjnych przedsiębiorców oraz wynagrodzeń dla pracowników.

To wszystko spowoduje konieczność wzrostu z początkiem roku cen towarów i usług i wątpliwe jest to, aby któryś z przedsiębiorców wprowadzał jakąś obniżkę w oparciu o rzekome korzyści, jakie przyniesie mu tarcza antyinflacyjna. Te benefity zostaną bowiem pochłonięte przez inne obostrzenia i daniny, którymi obciążony będzie biznes.

Z mojego punktu widzenia rozwiązanie jest proste – najbardziej efektywną tarczą antyinflacyjną byłoby zawieszenie wprowadzenia Polskiego Ładu na co najmniej rok, aby w tym okresie „schłodzeniu” uległa inflacja, a przedsiębiorcy mogli się przygotować do nowej rzeczywistości.

Piotr Podgórski, członek zarządu organizacji pracodawców Przedsiębiorcy.pl

Budżet UE. Zabawa z zapałkami

W ostatnim felietonie dla Rzeczpospolitej: „Budżet UE. Zabawa z zapałkami”, mec. Piotr Podgórski pisze o ewentualnych konsekwencjach grania wetem przez Polskę.

Porozumienie w sprawie budżetu, to finalnie bardzo dobra wiadomość. Otrzymaliśmy gwarancję, co do tego, że mechanizm warunkowości nie będzie zastępował procedury z art. 7 Traktatu o Unii Europejskiej, tylko skupiał się na ochronie interesów finansowych i budżetowych. To oddala perspektywę negatywnych konsekwencji wynikających z rozporządzenia wprowadzającego klauzulę praworządności. Pytanie tylko, czy nie odbyło się to kosztem utraty, a co najmniej nadwyrężenia, relacji politycznych z najbardziej wpływowymi politykami w Unii Europejskiej. Odpowiedź pozytywna na powyższe pytanie rzutuje, nie tylko na salon polityczny, ale również na biznes. Ten krajowy i europejski. Polscy przedsiębiorcy bardzo wyraźnie sygnalizowali, że ich zagraniczni kontrahenci zaczęli traktować ich z dużą dozą dystansu, jako tych, którzy reprezentują kraj grożący wraz z Węgrami wetem. A zatem jako tych, dzięki którym budżet całej Unii Europejskiej jest wyraźnie zagrożony. Nasi zagraniczni partnerzy nie przyjmują tłumaczenia dotyczącego kwestionowania klauzuli praworządności, a to w obliczu tego, że nikomu z pozostałych 25 krajów ona nie przeszkadzała. Tłumaczą to w taki sposób, że widocznie musimy mieć coś na sumieniu. Niestety tego sposobu myślenia nie sposób zmienić. Biznes poza naszymi granicami ma wiedzę odnośnie naszych rozwiązań prezentowanych w wymiarze sprawiedliwości. Zagraniczni partnerzy nawet nie oceniają tego, czy zmiany te są słuszne, czy nie. Wystarczy, że u naszych kontrahentów wzbudza to niepokój. A tak w rzeczy samej jest, gdyż coraz częściej w negocjacjach dotyczących umów padają wnioski o to, aby rozwiązywanie sporów podlegało sądowi właściwemu dla drugiej strony umowy, a zatem dla partnera zagranicznego.

Jak bumerang powraca jednak pytanie, czy warto było? Tutaj odpowiedź przyjdzie w dłuższej perspektywie czasowej w postaci sposobu, w jaki będą rozmawiali i witali się z nami unijni przywódcy i nasi zagraniczni partnerzy biznesowi.

Po pierwsze nie szkodzić

Piotr Podgórski w artykule dla Rzeczpospolitej o przepisach ws. CIT od spółek komandytowych: Po pierwsze nie szkodzić.

Sejm przegłosował ustawę obciążającą spółki komandytowe podatkiem CIT, zupełnie ignorując apele organizacji pracodawców i przedsiębiorców o pozostawienie podatkowego status quo w tym zakresie.

Teza przedstawiciela Ministerstwa Finansów, zaprezentowana w wystąpieniu na posiedzeniu Sejmu, wskazująca na to, że spółka komandytowa działająca w strukturze hybrydowej w połączeniu ze spółką z o.o. kamufluje rzeczywistą działalność przedsiębiorcy, która ekonomicznie nie różni się od sytuacji spółki z o.o., jest dalece niepokojąca. To istne argumentum ad absurdum. Można by bowiem zaapelować do przedsiębiorcy w taki oto dosłowny sposób: „nie kombinuj w świetle prawa”. W ramach tak postawionej, przywołanej powyżej tezy Ministerstwa Finansów, możemy zadać pytanie: „Dlaczego ujemne konsekwencje spotykają tych, którzy w ramach przyzwolenia prawnego, opartego w kodeksie spółek handlowych założyli spółkę komandytową, w której komplementariuszem jest spółka z o.o.”? Jak to się odnosi do górnolotnych założeń Konstytucji Biznesu, mającej na celu ochronę polskiego przedsiębiorcy? Posłowie głosujący „za” zdaje się nie wzięli pod uwagę tych pytań i postanowili uciąć głowę tej hybrydzie. Oczywiście nie dosłownie. Nie wyeliminowano bowiem podstaw do funkcjonowania „spółki z o.o. spółki komandytowej”, ale skutecznie zrażono przedsiębiorców do decydowania się na taką formułę prowadzenia biznesu lub do jej kontynuowania. Więcej, odstraszono od spółek komandytowych „niehybrydowych”, a zatem takich, w których komplementariuszem jest osoba fizyczna. I nie bez przyczyny kolokwialnie piszę tu o odstraszeniu, gdyż wpasowuje się ono w nad wyraz mroczne czasy pandemii i odczuć towarzyszących przedsiębiorcom. A przecież sprawa nie dotyczy garstki osób.

Niejednokrotnie, jako organizacja pracodawców apelowaliśmy do rządu, aby przede wszystkim niósł pomoc przedsiębiorcom, a wszelkie dyskusyjne plany dotyczące zmiany otoczenia prawnego, w szczególności nakładające obciążenia, odłożył na półkę. Odnosiło się to nie tylko do podatku cukrowego, ale również przesunięcia wprowadzenia PPK, czy nowego JPK. Obecnie lockdown nie dotyczy przecież wyłącznie objętych nim wyraźnie branż, takich jak np. gastronomia. Obejmuje całą gałąź HoReCa, ale nie tylko. O zupełnym zamknięciu możemy przecież mówić, mając na względzie fakt, że dzisiaj na kwarantannie pozostają setki ludzi, będących jednocześnie pracownikami w różnych firmach. Powoduje to rzecz jasna zupełny przestój w działaniu biznesu. Przedsiębiorcy zatem skupiają cały swój wysiłek na tym, aby wyjść z opresji, aby przetrwać. A tutaj dodatkowo serwowane jest im kolejne, poważne zmartwienie.

Ministerstwo Finansów zdaje się uspokajać i twierdzi, że mniejsze firmy nie odczują zmiany, a ustawa przewiduje zwolnienia od podatku. Zatem ci, którzy działają w skali mikro mogą być spokojni. A pozostali? Pandemia niestety nie wybiera i dotyka wszystkich. Zarówno tych małych, jak i dużych. Tych ostatnich proporcjonalnie do skali biznesu. A często nawet mocniej. Dzisiaj przedsiębiorcy nie powinni być obarczani koniecznością analizy nowych ustaw i rozważaniem, czy wpisują się w zwolnienie od podatku, czy też nie? Oni walczą o jutro. Zamiast tego mają perspektywę wprowadzenia nowego podatku. I to, co trzeba podkreślić, nieodległą w czasie. Tutaj niepokoi tempo wprowadzenia zmian, brak poprzedzenia ich szerokimi konsultacjami oraz bardzo krótki okres wejścia w życie. Przedsiębiorcy funkcjonujący w ramach spółek komandytowych nie wiedzą co robić. Czy decydować się na kosztowne przekształcenie, czy na likwidację, czy może na obciążone dodatkowymi daninami kontynuowanie działalności w tej formie? Czy naprawdę przed takimi dylematami mają stawać dzisiaj przedsiębiorcy? Nadzieja na lepsze jutro pozostaje obecnie w Senacie, do którego apelujemy o odrzucenie projektu ustawy w omawianym tu zakresie.

Piotr Podgórski – członek zarządu organizacji pracodawców Przedsiębiorcy.pl, radca prawny w Kancelarii Prawnej Clever One