Patent na patenty
Czy ktoś kiedyś przypuszczał, że najbardziej liczące się na świecie spółki z dziedziny nowych technologii mogą rzeczywiście obawiać się zagrożenia ze strony podmiotów o znacząco niższej wartości rynkowej? Wydawałoby się, że giganci trzęsą rynkiem, a firmy o mniejszym kapitale pokornie się temu przyglądają. Środowisko biznesowe zna nawet sytuacje gdzie wielcy i mali gracze mogą stanowić dla siebie wręcz zdrową konkurencję. Ale żeby słoń obawiał się mrówki?
Okazuje się, że zawsze znajdzie się ktoś, kto lubi trochę zburzyć zharmonizowany świat i w sztuczny sposób wytworzyć podstawowy mechanizm ekonomiczny, jakim jest popyt. Pomysł na dochodowy biznes zrodził się na początku dekady u założycieli głośnej dzisiaj spółki Intellectual Ventures, której siedziba znajduje się na obrzeżach Seattle. Wyczucie biznesowe godne jest tutaj poklasku z punktu widzenia wspomnianej już ekonomii. W dziedzinie prawa zaś oscyluje wręcz na krawędzi.
Od chwili założenia spółki, jej pomysłodawcy wręcz hurtowo nabywali patenty od firm, głównie z dziedziny high-tech. Najpierw jednak zgodnie z zasadami ekonomi potrzebowali na to pieniędzy. Składali więc gigantycznym firmom ofertę, która w pewnym sensie – jak rzekłby bohater Ojca Chrzestnego – była nie do odrzucenia. Owa propozycja polegała na zainwestowaniu przez taką spółkę paru milionów dolarów w coś, co można nazwać gwarancją biernego zachowania ze strony innej, małej firmy. Otóż Intellectual Ventures za przelane pieniądze kupował od określonej spółki dany patent, tak aby zapewnić spokojny sen prezesom gigantycznych firm, pozbawiając ich obaw, że pewnego dnia ktoś wytoczy im pozew o naruszenie własności intelektualnej. Znane są przecież procesy na dużą skalę wytaczane największym spółkom przez niewielkie firmy, nazywane z tej racji „patentowymi trollami” Anonimowe źródło The Wall Street Journal podaje, że z projektu Intellectual Ventures, nazwanego „Patent Defense Fund” skorzystali m.in. Microsoft, Intel, Gogle, Cisco.
Takie zachowanie może się wydawać w pewnym sensie wręcz żerowaniem na spółkach. Może rodzić wśród ich prezesów obawy, że jak nie zainwestują w tego typu ofertę, to na drugi dzień dana firma wytoczy im proces na kilkanaście milionów dolarów. Stąd już niedaleko do łamania prawa. Z tej też racji w USA tego typu działalność budzi zastrzeżenia. Jednak sąd najwyższy stwierdził, że firmy, które mają we władaniu dany patent mogą dochodzić swoich roszczeń tylko i wyłącznie wówczas, gdy wykorzystują go do komercyjnej produkcji. W Polsce tego typu biznes nie jest jeszcze znany. Ale kto wie, czy za jakiś czas pewien geniusz informatyczny zniechęcony pracą w jednej z korporacji, nie wpadnie na podobny pomysł. Przecież zawsze pociągały nas „produkty” made in USA.
A na koniec – uzasadniając w pewnym sensie źródło owego wyczucia bliznowego – dodać jedynie wypada, że twórcami Intellectual Ventures są byli pracownicy Microsoftu. Inna ciekawostka brzmi następująco: ojciec chrzestny tej firmy, Natham Myhrvold, uważany za jednego z największych wizjonerów ery komputerowej, wydał niedawno molekularną kuchnię świata. Znajdziemy w niej m.in. przepis na pyszne danie, którego składnikiem będzie… ciekły azot. Dzieło Myhrvolda liczy sześć tomów i waży – bagatela – 24 kilogramy.